Dzień szósty rozpierduszki.
W końcu uporałem się z całą masą pająków. Tragedia. Zostały jakieś jeszcze drobne pęknięcia i rysy. Nierówności zaczynam szlifować i przygotowywać pod szpachlowanie.
To jeszcze nie jest takie złe. Na dole było gorzej. Szpachle garściami chyba nakładali. W przyszłym tygodniu zamierzam większość środka wyklecić żywicą i wzmocnić wszystkie pająki które zeszlifowałem. Nie wiem czy będzie coś widać ale prześwity masakryczne.
Udało mi się również zerwać ten ohydny winyl który może i kiedyś upiększał skorupę ale terasz szpecił popękany i wyblakły.
Jakoż że drzwi nie chciały się poddać i wykręcić to zabrałem się za demontaż kufra. I zaskoczenie. Przykręcony do ramy takimi wkrętami.
Na koniec chyba zastosuję cybanty żeby ramy nie kaleczyć.
Zabrałem się za demontaż drzwi. Kratka aluminiowa po rozwierceniu nitów odeszła sama. Gorzej było ze śrubami zawiasów. Żaden nie chciał poddać się. Ale po użyciu zaawansowanego technologicznie urządzenia z tarczą tnącą o grubości 1 mm wszystkie śruby skapitulowały. Nic dziwnego skoro pewnie od nowości nie były ruszane.
Zawiasy najpewniej pójdą do wymiany bo nie pasują kolorystycznie do mojej wizji.
W przerwach rozbebeszyłem kufer. Listwa mocująca zawiasy pokrywy jest w doskonałym stanie. Może tylko wymienię śruby żeby były jednakowe. Natomiast zamek to już mega rzeźba.
Tego nie widać ale zamknięcie w środku kufra to wygięta blaszka. I wkręcona śruba której zadaniem miało być blokowanie skobla.
Wnętrze kufra do odświeżenia. Płaskowniki pokryte rudą. Zeszlifuję je i zobaczymy co pod spodem. Może potraktuje Hamerajtem i po kłopocie. Natomiast ten organizer na butle do lekkiego przeszlifowania i pomalowania.