Takie małe, nudne podsumowanie.
Minęły prawie dwa tygodnie od ostatniego wpisu i tydzień od wyjazdu do Suchedniowa. Tak! udało nam się pojechać do Suchedniowa! Chociaż jeszcze w czwartek nie było to takie oczywiste. Teraz mogę już napisać, że jeszcze dzień przed wyjazdem miałem obawy, czy uda się zrobić to co zaplanowałem. W ostatniej chwili wynikło kilka problemów, które trzeba było rozwiązać. Wymiana najazdu na zwykły zaczep okazała się trudniejsza niż myślałem, ponieważ okazało się, że nakładka dyszla ni cholery nie chce pasować tak, jak sobie wymyśliłem.Całe szczęście mam sąsiada z niezłym zapleczem warsztatowym i jakoś dało się wszystko sklecić, żeby było bezpiecznie, ale wymaga małych zmian konstrukcyjnych. Ocieplenie kleiłem już po południu i oczywiście nie ustrzegłem się błędu, który zauważył w Suchedniowie
Murano. Otóż nie wkleiłem najpierw wypełnienia w przetłoczenia na ścianach. Na wiosnę spróbuję to jakoś poprawić. Tak to wygląda:
Tam pod oknem, to sam przez przypadek rozorałem. Ze względu na czas, ocieplenie zrobione tylko do linii półek.
Wieczorem Ania i Monti wieszali firanki i zasłonki:
Wrzuciliśmy tylko materac na podłogę i wtedy uwierzyłem, że jednak pojedziemy na zlot.
Mieliśmy wyjechać o 14, ale tradycyjnie złapaliśmy dwie godziny opóźnienia. Punkt 16.00 zacząłem wypychać przyczepę z miejsca parkingowego:
zarzuciłem przyczepę na hak. Pierwsze w historii zdjęcie Dyliżansu z zapiekanką:
W końcu, o 16.20 wyjechaliśmy.
Muszę się przyznać, że pierwsze 15 km miałem pietra.
Pierwszy raz jechałem z przyczepą kempingową. Jeździłem wcześniej z przyczepą, ale VW T4 a przyczepa była tak mała, że chowała się za autem. Po 15 kilometrach zatrzymałem się na stacji benzynowej i sprawdziłem zaczep, światła, wtyczkę i obszedłem przyczepę dookoła. Potem było już tylko lepiej. Pusta n126 jest leciutka, ale prowadziła się doskonale, jak przyklejona. Na kolejnym przystanku, w Zawierciu, stwierdziłem, że lekko grzeje się prawe koło w przyczepie. Było dosłownie kilka stopni cieplejsze niż lewe. Kolejna kontrola przed Jędrzejowem i temperatura już była normalna. Podczas powrotu również.
Ponieważ wyjechaliśmy późno, oczywiście miałem możliwość sprawdzić swoje umiejętności nocnej jazdy z przyczepą
Na wysokości Kielc, dołączył do nas
mannt i do Suchedniowa dotarliśmy razem, po godz. 20.
W tym miejscu, chciałbym podziękować wszystkim, którzy pomogli nam ustawić przyczepę, podłączyć prąd itp.
DZIĘKUJEMY!
Byliśmy tak oszołomieni i zaaferowani pierwszym wjazdem na kemping, że nawet nie pamiętam wszystkich, którzy nam pomagali. Wiem, że Tarapukuara dał mi do ręki wkrętarkę do rozłożenia podpór i pomógł mi podłączyć przedłużacz do skrzynki. (swoją drogą Bartku, przecież ja wiem jak się takie skrzynki otwiera, ale mnie zaćmiło
)
Pierwsze zdjęcie zapieksy na kempingu:
Drugie:
A tu my:
Pierwsza nocka w przyczepie była super. Niektórzy wiedzą, że wcześniej spaliśmy w naszym Dyliżansie. Fajnie, ale tutaj o wiele większa przestrzeń nad głową i nie ma problemu z wychodzeniem na zewnątrz.
Sobota upłynęła bardzo miło, szybko i pracowicie. Prawda
Kuba?
Mimo tego, że druga nocka dała nam w kość, temperatura w przyczepie spadła do 8°C, żal było wracać do domu.
CHCEMY JESZCZE!
Ale to, niestety, dopiero w przyszłym roku.
Powrót nie nastręczył żadnych trudności, chociaż wiatr wiał nam cały czas w nos Dyliżansu. Z dwoma krótkimi przerwami, około 18 dotarliśmy do domu.
Teraz przyczepa pojedzie na zimowanie a na wiosnę ciąg dalszy prac. To nie znaczy, że zapomnimy o przyczepie na pół roku. Zabierzemy się za odświeżenie i naprawę mebli, kompletowanie kolejnych części układanki i takie tam różne, konieczne zakupy. Kilka spraw jest do poprawienia, jak choćby wspomniany zaczep, czy ocieplenie, mamy też kilka nowych pomysłów, które pojawiły się w Suchedniowie.
Tak więc, ciąg dalszy nastąpi...