Stanica Wodna PTTK Wdzydze Kiszewskie
: poniedziałek, 13 cze 2016, 07:25
Moi drodzy,
Dzisiaj serdecznie Wam odradzam wzmiankowany camping i wypożyczalnię sprzętu wodnego - poniżej opis sytuacji która wczoraj mnie spotkała. Nie będę tu pisał o cenach, sanitariatach itd. jak przeczytacie mojego posta to sami zadecydujecie czy warto jechać w takie miejsce.
Dodam tylko że do Wdzydz jeżdżę regularnie, na tym campingu byłem drugi i ostatni raz.
Otóż kemping ten prowadzi wypożyczalnię sprzętu wodnego (tu: http://www.wdzydze-stanica.pl/ znajdziecie opis szerokiej działalności) oraz organizuje spływy kajakowe w okolicach. Jako że moje dziewczę nigdy nie było na rowerze wodnym (ja bywałem), pogoda w niedzielę ładna, stwierdziliśmy że wypożyczamy "dwójeczkę" i jedziemy na przejażdżkę. Ani ja, ani dziewczyna nie umiemy pływać więc rzecz jasna pobraliśmy kapoki, z czego dziewczę moje kapok po długich próbach zmontowania pasków z powodu wybrakowanych sprzączek założyło na siebie, a ja położyłem obok - możecie mnie tu opierdzielać itd. mam nauczkę na przyszłość, ale do jasnej ciasnej rower wodny kawał laminatu stabilny co tu się może stać na spokojnym jeziorku gdzie tylko kajaki i żaglówki i inne rowery??
Odbyliśmy godzinną wycieczkę na wyspę Ostrów (polecam), a potem wsiedliśmy na rower i z powrotem. Kilkaset metrów od brzegu stan rzeczy zaczął budzić nasze podejrzenia - lewy tył roweru zdawał się być bardziej zanurzony niż prawy, ale stwierdziłem że to pewnie kwestia tego że jedno waży mniej drugie więcej i wszystko jest ok. Nie było. Zauważyłem bowiem że rowerem się trochę gorzej steruje jak wymijam żaglówki. Obraliśmy więc kurs prosto na brzeg byle wysiąść bezpiecznie bo widać było wyraźnie że coś jest nie tak, ale obserwowałem na bieżąco zanurzenie i się nie zwiększało. Do momentu kiedy nagle zaczął nabierać wody do środka oraz zaczęła się przelewać przez burtę. Do brzegu na oko 50m (na wodzie trudno mi ocenić), więc zacząłem krzyczeć że pomocy toniemy na szczęście obok była jakaś ekipa na pontonie która się po ludzku zachowała rzuciła nam linę wzięli nasze graty do siebie i wezwali WOPR. Tu wielkie podziękowania i wyrazy uznania dla ratowników WOPRU, który na miejscu byli swoją motorówką nie wiem po 30 sekundach? Wyciągnęli nas i zholowali rower (załączam fotkę holowanego roweru chwilę po tym jak go opuściliśmy).
Spytacie no dobra po co sprawę tak opisuję zdarza się może powinienem to potraktować w kategorii przygody? Otóż niezupełnie.
Już na łodzi ratowniczej dowiedzieliśmy się od ratowników dwóch rzeczy:
- że delikatnie mówiąc te wypożyczane rowery do użytku się nie nadają
- i że... 7 minut temu prowadzili identyczną akcję ratowniczą, gdzie sytuacja była identyczna jak nasza, ten sam typ (i stan) roweru, z tego samego ośrodka - scenariusz IDENTYCZNY, tyle że akcja na środku jeziora, jedna osoba nie umiejąca pływać, uratowała się dzięki temu że uwiesiła się przepływającego kajaka (nie wiem czy miała na sobie kapok).
Obsługa wypożyczalni śmieszkiem kwituje sprawę...
Nigdy nie spotkałem się z takim sk****syńskim podejściem do cudzego bezpieczeństwa. Pogadałem z ekipą z drugiego roweru, która do mnie podeszła widząc wyciąganie nas na brzeg (z tymi ludźmi których wyciągnęli wcześniej). Dowiedziałem się, że rzekomo pracownicy ośrodka tłumaczyli właścicielowi że ten sprzęt nie nadaje się do pływania, na co on krótko odpowiedział: "wystawiać". Zaznaczam że to znam akurat z relacji drugiej osoby, ale patrząc na butną postawę właściciela (kierownika?) ośrodka mogła to być prawda.
Stwierdziliśmy że gościowi nie odpuszczamy - przyjechała policja kryminalna, zabezpieczyli (laweta na policyjny parking) dwa pechowe rowery i spisane zostały doniesienia do prokuratury (narażenie zdrowia i życia). Przez cały czas pajac kierownik tłumaczył że to normalne że z czasem w sprzęcie się mogą pojawić mikropeknięcia, że sprzęt jest sprawdzany i sprawny (jak można mieć taki tupet???). Okazało się że kierownik w dodatku występował jako biegły w sprawach wypadków na morzach!!! I taki człowiek wypuścił ludzi na jezioro na niesprawnym sprzęcie!!!
Generalnie patrzcie co wypożyczacie w takich miejscach, nie ma żartów.
Na koniec mam smutne spostrzeżenie: jestem prawie pewien że sprawa rozejdzie się po kościach. Wydawało mi się że jak przyjedzie policja to po pierwsze przeleci cały personel alkomatem, po drugie zablokuje wypożyczanie sprzętu do wyjaśnienia jego stanu. Ani to ani to. Pani policjantka stwierdziła, że ona się nie zna na przepisach odnośnie bezpieczeństwa takiego sprzętu "ale to przecież nie jest sprzęt mechaniczny więc na pewno nie trzeba robić żadnych kontroli ani przeglądów". Rozmowa ze strony policji cały czas była nakierowywana na to, co my (poszkodowani) proponujemy aby "rozwiązać spór". Nie aby ukarać właściciela wypożyczalni, nie aby zabezpieczyć i sprawdzić resztę sprzętu, a aby się ucałować podać ręce i w miłości rozejść. Od siebie prywatnie dodam, że dla kogoś kto mieszkał w małym mieście gdzie się wszyscy znają, takie podejście pewnie nie jest niespodzianką...
Dzisiaj serdecznie Wam odradzam wzmiankowany camping i wypożyczalnię sprzętu wodnego - poniżej opis sytuacji która wczoraj mnie spotkała. Nie będę tu pisał o cenach, sanitariatach itd. jak przeczytacie mojego posta to sami zadecydujecie czy warto jechać w takie miejsce.
Dodam tylko że do Wdzydz jeżdżę regularnie, na tym campingu byłem drugi i ostatni raz.
Otóż kemping ten prowadzi wypożyczalnię sprzętu wodnego (tu: http://www.wdzydze-stanica.pl/ znajdziecie opis szerokiej działalności) oraz organizuje spływy kajakowe w okolicach. Jako że moje dziewczę nigdy nie było na rowerze wodnym (ja bywałem), pogoda w niedzielę ładna, stwierdziliśmy że wypożyczamy "dwójeczkę" i jedziemy na przejażdżkę. Ani ja, ani dziewczyna nie umiemy pływać więc rzecz jasna pobraliśmy kapoki, z czego dziewczę moje kapok po długich próbach zmontowania pasków z powodu wybrakowanych sprzączek założyło na siebie, a ja położyłem obok - możecie mnie tu opierdzielać itd. mam nauczkę na przyszłość, ale do jasnej ciasnej rower wodny kawał laminatu stabilny co tu się może stać na spokojnym jeziorku gdzie tylko kajaki i żaglówki i inne rowery??
Odbyliśmy godzinną wycieczkę na wyspę Ostrów (polecam), a potem wsiedliśmy na rower i z powrotem. Kilkaset metrów od brzegu stan rzeczy zaczął budzić nasze podejrzenia - lewy tył roweru zdawał się być bardziej zanurzony niż prawy, ale stwierdziłem że to pewnie kwestia tego że jedno waży mniej drugie więcej i wszystko jest ok. Nie było. Zauważyłem bowiem że rowerem się trochę gorzej steruje jak wymijam żaglówki. Obraliśmy więc kurs prosto na brzeg byle wysiąść bezpiecznie bo widać było wyraźnie że coś jest nie tak, ale obserwowałem na bieżąco zanurzenie i się nie zwiększało. Do momentu kiedy nagle zaczął nabierać wody do środka oraz zaczęła się przelewać przez burtę. Do brzegu na oko 50m (na wodzie trudno mi ocenić), więc zacząłem krzyczeć że pomocy toniemy na szczęście obok była jakaś ekipa na pontonie która się po ludzku zachowała rzuciła nam linę wzięli nasze graty do siebie i wezwali WOPR. Tu wielkie podziękowania i wyrazy uznania dla ratowników WOPRU, który na miejscu byli swoją motorówką nie wiem po 30 sekundach? Wyciągnęli nas i zholowali rower (załączam fotkę holowanego roweru chwilę po tym jak go opuściliśmy).
Spytacie no dobra po co sprawę tak opisuję zdarza się może powinienem to potraktować w kategorii przygody? Otóż niezupełnie.
Już na łodzi ratowniczej dowiedzieliśmy się od ratowników dwóch rzeczy:
- że delikatnie mówiąc te wypożyczane rowery do użytku się nie nadają
- i że... 7 minut temu prowadzili identyczną akcję ratowniczą, gdzie sytuacja była identyczna jak nasza, ten sam typ (i stan) roweru, z tego samego ośrodka - scenariusz IDENTYCZNY, tyle że akcja na środku jeziora, jedna osoba nie umiejąca pływać, uratowała się dzięki temu że uwiesiła się przepływającego kajaka (nie wiem czy miała na sobie kapok).
Obsługa wypożyczalni śmieszkiem kwituje sprawę...
Nigdy nie spotkałem się z takim sk****syńskim podejściem do cudzego bezpieczeństwa. Pogadałem z ekipą z drugiego roweru, która do mnie podeszła widząc wyciąganie nas na brzeg (z tymi ludźmi których wyciągnęli wcześniej). Dowiedziałem się, że rzekomo pracownicy ośrodka tłumaczyli właścicielowi że ten sprzęt nie nadaje się do pływania, na co on krótko odpowiedział: "wystawiać". Zaznaczam że to znam akurat z relacji drugiej osoby, ale patrząc na butną postawę właściciela (kierownika?) ośrodka mogła to być prawda.
Stwierdziliśmy że gościowi nie odpuszczamy - przyjechała policja kryminalna, zabezpieczyli (laweta na policyjny parking) dwa pechowe rowery i spisane zostały doniesienia do prokuratury (narażenie zdrowia i życia). Przez cały czas pajac kierownik tłumaczył że to normalne że z czasem w sprzęcie się mogą pojawić mikropeknięcia, że sprzęt jest sprawdzany i sprawny (jak można mieć taki tupet???). Okazało się że kierownik w dodatku występował jako biegły w sprawach wypadków na morzach!!! I taki człowiek wypuścił ludzi na jezioro na niesprawnym sprzęcie!!!
Generalnie patrzcie co wypożyczacie w takich miejscach, nie ma żartów.
Na koniec mam smutne spostrzeżenie: jestem prawie pewien że sprawa rozejdzie się po kościach. Wydawało mi się że jak przyjedzie policja to po pierwsze przeleci cały personel alkomatem, po drugie zablokuje wypożyczanie sprzętu do wyjaśnienia jego stanu. Ani to ani to. Pani policjantka stwierdziła, że ona się nie zna na przepisach odnośnie bezpieczeństwa takiego sprzętu "ale to przecież nie jest sprzęt mechaniczny więc na pewno nie trzeba robić żadnych kontroli ani przeglądów". Rozmowa ze strony policji cały czas była nakierowywana na to, co my (poszkodowani) proponujemy aby "rozwiązać spór". Nie aby ukarać właściciela wypożyczalni, nie aby zabezpieczyć i sprawdzić resztę sprzętu, a aby się ucałować podać ręce i w miłości rozejść. Od siebie prywatnie dodam, że dla kogoś kto mieszkał w małym mieście gdzie się wszyscy znają, takie podejście pewnie nie jest niespodzianką...